sobota, 3 maja 2014

Niekontrola

 Z bólem patrzę na zamknięte drzwi,
 nie unosi się już echo ich zamknięcia
Okno jest otwarte, firana powiewa
czego szuka tutaj wiatr?
Ściany patrzą na mnie,
patrzą a to co widzą nie podoba się im
nie podoba się nikomu.

Niekontrolowanie cieknie pierwsza łza,
za nią płyną kolejne miliony.
Niekontrolowanie z ust wydobywa się jęk,
jęk zmienia się w krzyk bólu i smutku.
Moim ciałem targa szloch, 
moim umysłem targa burza.

W oknie coś dostrzegam. 
To brak twojego odbicia. 
Gdzie jesteś? Dlaczego cie nie ma?
Mogę się na ciebie złościć,
choć cię jeszcze nie poznałam.
Moja istoto szczęścia!
Moja cierpliwość ma dość...
Nienawiść to takie wielkie słowo. Staram się unikać wielkich słów. Jest jednak kilka typów ludzi których nienawidzę. Nienawidzę ludzi którzy: są przemądrzali, głośni, gburowaci, chełpiący się własną szczerością, uważający, że krytyka ich nie dotyczy, przykrywający swoje kompleksy udawaną pewnością siebie, wybuchowi, nieokrzesani, zawistni... Hmm... czy ja właśnie opisałam samą siebie? To mówi samo za siebie. Jestem uosobieniem tego czego najbardziej nienawidzę i nie radzę sobie z tym.
Siedzę sama i popijam kolejnego drinka. Kilka osób tańczy, kilka siedzi przy stoliku a kilka poszło na spacer. Nie jest to duża osiemnasta. Jedynie 20-parę osób. Nagle wyczuwam na sobie czyjś wzrok. Rozglądam się i widzę Jego patrzącego z uśmiechem na mnie. Daję mu znać ręką aby podszedł. Wstaje, obchodzi stół i siada obok mnie klepiąc mnie w rękę którą trzymam na kolanie.
-Hej. Jak tam?
Strasznie lubię jego uśmiech. Widać w nim jego, może to dziwne ale, czystość i niewinność. 
-Eee... po staremu.-odwzajemniam uśmiech wiedząc, że nie jest tak przyjemny jak jego. 
Tak zaczęła się nasza rozmowa która nie skończyła się szybko. 
-Hmm... Polałaś się kawą.- mówi mi śmiejąc się.- Nie poczułaś tego? Nie pij więcej. 
-Nie wypiłam dużo! Zobacz. Nic się nie stało.- mówię wycierając kawę z mojej spódnicy ręką po czym wycieram ją w jego udo. 
Gdy tak się śmiejemy podchodzi Maja.
-Chodź zatańcz ze mną!-mówi ciągnąc go za rękę. Hmm... trochę nie kulturalnie. Czy tylko ja to widzę?
Po chwili wraca uśmiechając się nadal. Wyczuwam w tym uśmiechu lekkie przeprosiny.
-Ze mną nie chciałeś zatańczyć! Mówiłeś, że nie umiesz!- mówię z udawanym wyrzutem. 
-Bo nie umiem musisz mnie nauczyć.-mówi uśmiechając się lekko.
Zaczynam się śmiać a po jakimś czasie rzeczywiście idziemy tańczyć. Hmm... wcale tak źle mu nie idzie. Nagle piosenka się zmienia i widzę, że przełączyła ją Zuza. Zerkam na nią ze zdziwieniem a ona puszcza do mnie oko. 
Zaczynają się pierwsze nuty "You're Beatiful". Nie wierzę! Tańczyliśmy swobodnie na wyciągnięcie rąk. Bez niepotrzebnego skrępowania. 
-To co? Przytulaniec?-pyta uśmiechając się z lekkim skrępowaniem. 
Również się uśmiecham i podchodzę bliżej kładąc mu ręce na ramionach. On delikatnie przesuwa je tak, że teraz obejmuję go za szyję. Jest taki wysoki, że aż mi nie wygodnie. Zaczynamy się delikatnie poruszać w takt muzyki. Robi się coraz przyjemniej. 
Tańczymy już chyba piąty wolny kawałek. Dziwny przypadek, że cały czas przy laptopie-konsoli DJ'a stoi Zuzia. Jestem już zmęczona i czuję się już swobodnie w tańcu. Kładę głowę na jego ramieniu przytulając się do jego ciepła i ładnego zapachu. Czuję jego oddech na włosach i ręce gładzące mnie delikatnie po plecach. 
Odwracam się gwałtownie i otwieram oczy gdy poczułam lekkie klepnięcie w ramie. Piosenka się zmieniła. Specjalnie dla mnie dziewczyny puściły "Lonely day". Średnio adekwatna do sytuacji piosenka, no chyba, że ktoś chce być złośliwy. Dziewczyny jednak widziały, że bardzo lubię tą piosenkę więc nie komentuję nic. Widzę wszystkich jak stoją w grupce z babeczką z jedną świeczką. Robi mi się ciepło gdzieś w środku i uśmiecham się promiennie. Najwyraźniej wybiła północ. Moje 17-ste urodziny. 

Pearl Jam- Last Kiss

""Hold me darling just a little while."

I held her close, I kissed her our last kiss.


I found the love that I knew I 'd miss.

Well now she 's gone even though I hold her 

tight.

I lost my love, my life that night."


Uwielbiam oczyszczającą moc muzyki...

Jak to jest, że wysiłek oczyszcza a jedzenie zanieczyszcza i moją duszę i ciało? Czy nie powinno być tak, że wysiłek jest mi bardziej potrzebny?
Czy wysiłek naprawdę oczyszcza? Wydaje mi się, że trochę... Wybrałam się na wyprawę rowerową i czuję się zmęczona. Jak jestem zmęczona to mniej myślę. Koniec końców efekt mnie zadowala.
Świat skąpany jest w szarościach... a ja cholernie potrzebuję koloru! 
Leżę w ciemności. Czuję zaschnięte łzy na policzkach i wilgoć poduszki. Jak długo spałam? Wydaję mi się, że chwilkę. Zanim zasnęłam poczułam się przytłoczona stąd łzy. Co mnie do cholery wyrwało z upragnionych objęć Morfeusza? Moja siostra ze swoim pijanym chłopakiem przechodzący przez mój pokój do jej. Nie przejmują się, rzecz jasna, tym, że ja próbuję spać. Po szamotaninie kładą się do łóżka. Nareszcie zasnę! 
Hmm... Nadzieja matką głupich. Teraz o czymś rozmawiają. Ile to jeszcze potrwa? Skończyli rozmawiać. Szybko zamykam oczy czekając na błogi sen ale... ale Agaty łóżko skrzypi i to cholernie. W dodatku to łóżko dla jednej osoby. 
Wytrzymuję jeszcze jakieś pięć minut. W końcu... nie wytrzymuję. Wstaję i wychodzę z mojego pokoju zamykając za sobą z trzaskiem drzwi. Wyjmuję z kanapy kołdrę i kładę się na chłodnym narożniku, przykrywając chłodną satyną. W pokoju jest cholernie zimno a ja jestem cholernie sama. Cóż za cudownie depresyjny początek nowej doby!
Muzyka łagodzi obyczaje...
Średniowieczni ludzie na prawdę mieli rację. Strach i ból trzeba uosobić. Opisać żeby go, choć trochę, zrozumieć...
Czy to ja nie rozumiem świata? Czy to świat nie rozumie mnie? A może to ja jako jedna z nielicznych ludzi rozumiem świat i jego bezsensowność?
Leżę właśnie w łóżku słuchając Bacha. Muzyka klasyczna naprawdę uspokaja. Umiejętność grania na instrumencie bądź malowanie jest przenośnią kontroli. Ale oczywiście nie u mnie. Ja nie mam nic pod kontrolą. Nienawidzę tego. A może wyżalanie się na blogu da mi jakiś substytut kontroli? Hmm... Nie. Bo postanowiłam pisać tu prawdę, prawdziwe myśli, wspomnienia. A nie pisać powieść romantyczną, która zapewne byłaby ciekawsza. Nie mogę uciekać on prawdziwego świata. Ciągle to robię niestety. Gdy czytam książkę, oglądam serial lub nawet jak marzę. Rezygnuję z rzeczywistości dla tych rzeczy. Wszystko jest ciekawsze od szarej nicości życia.
Nie chcę zabrzmieć jakbym miała depresję i myśli samobójcze. O nie! Ja kocham żyć. Kocham piękno poranków, wieczorów, nocy, jesieni, zimy, lata i wiosny. Więc czego tak na prawdę nie lubię? Chyba ludzkich wad. Nie lubię ludzi niemiłych, gburowatych, zakompleksionych ani przemądrzałych. Innymi słowy nienawidzę tego czego sama jestem uosobieniem.

piątek, 2 maja 2014

Po co ja to piszę? Chyba dla tego, że mam już dosyć. Czego? Niewiedzy, samotności, bólu który sprawiam sobie sama. Czasem chcę po prostu krzyczeć z bezsilności. Czyż bezsilność nie jest najgorszym uczuciem na całym świecie? Nienawidzę tego! Nienawidzę też tego jak bardzo sama jestem, jak bardzo się staram ale to i tak nic nie daje bo jestem za słaba żeby dotrzeć do efektów. To chyba boli najbardziej. Zawód ze strony samej siebie. To jest takie bolesne! 
Szczerze mówiąc nie dziwię się dlaczego jestem samotna. Skoro sama siebie wkurzam to jak ktoś by ze mną wytrzymywał? Pocieszająca jest tylko myśl, że nikt nie gardzi mną bardziej niż ja sama. Jestem tego świadoma ale i tak jestem cholernie wkurwiająca. Tak jakbym po prostu nie mogła się nie odzywać, nie dodawać tych przemądrzałych uwag i zacząć myśleć. Czyż jakbym zaczęła być cicho nie przyniosłoby to ukojenia wielu osobom? Oczywiście, że tak! Ale oczywiście silną wolę mam tak silną, że praktycznie jej nie ma. Świetnie. Po prostu cudownie. 
Jest tyle rzeczy których w sobie nie cierpię. W sumie to wszystko. Poczynając od ciała a kończąc na zachowaniu. Ale oczywiście człowiek jest istotą słabą, bezsilną, zachowawczą i nie daję rady nic z tym zrobić. A może to tylko ja taka jestem?